Dinin
Red Devil
Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 1713
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: za wielkim wodospadem Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 0:20, 03 Lut 2008 Temat postu: Jak Clarence szedł na wojnę... |
|
|
"Do czego to doszło... rzuciłem się z marnym sztyletem na istotę przewyższającą mnie fizycznie. Żyję... bo nie zostałem uznany za przeciwnika godnego zainteresowania. No i może jeszcze dzięki tym paru ruchom, których nauczyłem się od Spark. Trzeba się będzie kiedyś jej odwdzięczyć, ciekawe czy lubi błyskotki...
Rdzewiejący sztylet, tyle mi zostało z przedmiotów przeznaczonych do zabijania odkąd pozbyłem się Kostucha. Obrażając przy tym złego boga i marnując okazję na moją małą zemstę. Żeby 'nie srać na własnym podwórku'... Zachciało mi się...tak właściwie to czego? lojalności?? Wobec kogo???
Blackbeard? Wielki i straszny kapitan statku, którego nawet własna córka nie słucha, i którego płaca przestaje być adekwatna do umiejętności pracowników? Nie, on nawet na ojca sie nie nadaje, a pracując u niego podpadam istotom wielorkoć od niego potężniejszym.
Nemla? Najdziwniejsza córka szefa jaką przyszło mi do tej pory oglądać. Ma talent do strzelania i dar, który dobrze wykorzystany dałby jej niemal niegoraniczone możliwości... albo jest szalenie przebiegła i owinęła sobie niemal cały statek wokół palca( na którym swoją drogą pojawił się pierścionek zaręczynowy), albo jest po prostu idiotką, której wszyscy dookoła słusznie współczują. Tak czy siak dziewczyna mnie nie lubi i póki co się to nie zmieni. Nie, za nią nie warto podpadać złym bogom.
Tydus... tu sytuacja się komplikuje, ten mało rozmowny olbrzym uratował mi kiedyś życie. Chociaż szczerze mówiąc to chyba sam się tym za bardzo nie przejął. Pije i bije, w obu tych czynnościach robi się coraz lepszy, ciekawe kiedy zacznie robić to jednocześnie. Czuję że jestem mu coś winien... ale tym samym mu się przecież nie odwdzięczę a nie mam pojęcia co taki ktoś może chcieć... poza swoim mieczem
Evan? Zdolny, pomysłowy, nawet można z nim porozmawiać... ale ten cyrk jaki urządzili z Nemlą źle się odbije na nas wszystkich. Uważałem go za zbyt bystrego by dać się wpakować w takie gówno, może jak mu załatwię troszke wody ze Styksu to jakoś z tego wyjdzie... nawet mi go szkoda.
Snyrdlak... nie wiem co mam o nim myśleć. Zmienił się, nie tylko fizycznie. Gdzieś zniknęła jego maniakalna potrzeba szacunku ze strony innych, nawet przestał głos podnosić. Ale równocześnie z niewiadomych przyczyn praktycznie ze mną nie rozmawia, siedzi w tym swoim laboratorium i nie wychyla z niego nosa póki Nemla nie zacznie płakać. Jakbym go nie znał i miał lepsze zdanie o córce szefa to mógłbym wysnuć wnioski że ona obraca go przeciw mnie... Ciekawe czy jeszcze uważa mnie za przyjaciela
Lojalność... czy to ma sens?"
Clarence, przemyślenia na maszcie
Post został pochwalony 0 razy
|
|