Autor Wiadomość
Vranz
PostWysłany: Pią 14:40, 26 Cze 2009    Temat postu: Niedokończona opowieść

Światło przebijało się przez przymknięte okiennice antykwariatu, a jego snopy były dobrze widoczne, gdyż pomieszczenie było wypełnione unoszącym się kurzem. Kilka półek było wypełnionych książkami, z których wiele nie miało okładek, paru stron lub były strasznie zniszczone. Tuż obok nich prawie bezładnie leżały inne rupiecie: wypchane ptaki, pojedyncze podkowy, zardzewiałe rękojeści od różnorakiej broni, powyginane sztućce i wiele innych przedmiotów, których przeznaczenia nikt nigdy nie odgadnie. Gdzieniegdzie stały wieszaki z dziurawymi sukniami, starymi garniturami pełnymi łat, kapeluszami, połamanymi laskami. Obok kilka kufrów, otwartych gdyż nie domykały się z powodu kolejnych stert rupieci. Sklep wydawał się dość przyjemny, chociaż sprawiał wrażenie przytułku dla starych ludzi - starych, odrzuconych, zawadzających i nikomu nie potrzebnych... Bardzo rzadko ktoś tu zaglądał - ciągła wojna, postęp technologiczny, wieczne życie w biegu sprawiało, że nikt nie oglądał się na relikty, czy też śmieci, z przeszłości. Czasami wpadały tutaj okoliczne dzieciaki - dla nich to miejsce było pełne magii, unikalnej i dostrzegalnej jedynie przez młode umysły - magii opowieści. Dość wiekowy właściciel sklepu pracując tutaj znał wiele historii, które potrafił tak przedstawić, że wydawały się one jakby dziać w danej chwili.

-...wtedy właśnie pojawił się brat Icaboda, który przyprowadził ze sobą ogromną armię uśmiechniętych zjaw. Opancerzony w pełną rycerską zbroję, jak za dawnych czasów, uzbrojony w wielki miecz machnął ręką i znikąd pojawiła się chmara kruków w tym samym momencie, gdy Icabod uczynił to samo i z krukami starła się chmura żelaznych jaskółek - słońce zostało przyćmione przez ptactwo. Tymczasem na dole rozpoczęło się piekło. Horda zjaw przeciwko kilkunastu najemnikom, wynik zdawał się przesądzony, jednakże trudna szkoła boju, jaką dał im książę na coś się przysłużyła i dzielni najemnicy bez problemu pokonywali wroga za wrogiem. Tymczasem bracia ruszyli przeciw sobie, a ich ostrza uderzyły o siebie tworząc falę uderzeniową, od której włosy wszystkim w dolinie zaczęły powiewać. Siły zła wydawały się teraz przegrywać, ale zły brat miał jedną sztuczkę w zanadrzu...

-I co zrobił?

-Ha! Uśmiechnął się i uniósł rękę w powietrze, a w jego dłoni uformował się wielki miecz stworzony z lustra, a następnie rozbił go o ziemię. Odłamki szkła poleciały w kilkunastu kierunkach i wbiły się w serca kilku Uśmiechniętych, momentalnie ich twarze straciły wyraz.

-Ale dlaczego zabił własnych żołnierzy?

-Nie zabił ich, ale wzmocnił. Nabrali oni umiejętności kopiowania i od tego momentu każdy z dzielnych najemników miał przed sobą swoją kopię przepełnioną zimną determinacją zniszczenia swojego oryginału. Walka dopiero teraz stała się niesamowicie trudna i można powiedzieć, że dramatyczna. Powiadają, że niektórzy zginęli, chociaż ponoć niektórym się udało, z trudem, pokonać złą wersję siebie... Walka trwałą bardzo długo...

-A co było potem? Wygrali?

-Tego nie wiadomo.. I prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy, gdyż według legendy wojownicy walczą aż po dzień dzisiejszy, a że nikt jeszcze nie odnalazł zamku Icaboda.. Cóż... Chyba pora na was dzieciaki, już czternasta chyba nie chcecie obiadu opuścić?

-O rany... Znowu się zasiedzieliśmy..

-Biegiem, bo znowu nas za karę do roboty zagonią!

-Dziękujemy za bajkę Panie Bingley!

-No, lećcie już...

Dzieciaki wybiegły ze sklepu. Sprzedawca wstał z fotela, podniósł stare płaszcze na których wcześniej dzieciaki siedziały i z książką pod pachą podszedł do regału. Książka miała czarną oprawę i białą jaskółkę na okładce. Właściwie był to segregator wypełniony rękopisem. Pan Bingley pokręcił lekko głową.

-Eh.. Śmierć potrafi popsuć plany, czyż nie? Że też drogi autorze nie starczyło tobie tchu na ostatnie strony...

Odłożył książkę na półkę, przeleciał wzrokiem regał. Jego wzrok spoczął na małej kryształowej kuli z serii tych, które potrząśnięte sprawiają wrażenie jakby w środku padał śnieg. Ta była podobna, ale tutaj zamiast śniegu latało ptactwo - kruki i jaskółki, które wydawały się jakby siebie dziobać nawzajem, zaś na samym środku stał dziwny zamek. Starzec wstrząsnął lekko kulą, po czym odłożył ją na miejsce. Kilka promyków światła natrafiło na szklaną zabawkę nieco ją rozjaśniając. Sprzedawca zaś poszedł między kolejne regały... i zniknął w cieniu...

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group